Większość osób czytająca tego bloga została prawdopodobnie
wychowana w rodzinie katolickiej, co za tym idzie, powinniście być tymi
barankami czy tam owieczkami. Pomijając fakt
, że większość zagorzałych wyznawców chodzi do kościoła jedynie w Wielkanoc i Boże Narodzenie + okazyjne
wesela i pogrzeby, a ksiądz ma Was gdzieś, chyba, że pomachacie mu plikiem gotówki
przed nosem, to czy w ogóle wiecie jak wykreowano obraz świata, w który
wierzycie?
Zacznijmy od tego, że większość (podobno wszystkie, ale tak
jest bezpieczniej) religii ma kilka wspólnych cech min. opis stworzenia świata,
kreacja człowieka, zapowiedź końca
świata oraz informacja o tym co czeka ludzi po śmierci. Ja skupię się na tej
ostatniej rzeczy, ale przed tym krótka lekcja historii.
Początkowo religia chrześcijańska miała być jedynie dla
biedoty, która pracowała (często niewolniczo) u swoich panów. Jako osoby
posiadające niski status społeczny nie
mogli uczestniczyć w rytuałach . Postanowiono więc odpowiedzieć na ich
potrzeby. Po przemęczeniu się w realnym
życiu, miała czekać ich nagroda pośmiertna. Po umocnieniu się, Kościół
postanowił być bardziej otwarty. Wiadomo
przecież, że im więcej wyznawców, tym więcej pieniędzy dla kapłanów. Każdy mógł
być barankiem wiedzionym przez pasterza. Zasady gry uległy znacznej zmianie w momencie, gdy organizacja zyskała znacząco
na sile. Wraz z rozwojem przyszły bogactwa i rozpusta wśród księży.
Potrzebowano jakiejś zmiany, która załagodzi sytuację, nie odstraszy wiernych a
przy okazji przyciągnie nowe twarze. Z
chęcią powitano pomysł Augustyna z Hippony (św. Augustyn), który wprowadził
zasadę predestynacji. Teraz każdemu w momencie narodzin Bóg przyznawał
plakietkę ZBAWIONY lub NIE ZBAWIONY. Nie istotne, jak wiedliśmy życie. Można
więc było zachowywać się karygodnie, a i tak trafić na chmurkę. Istniał jednak
pewien wyjątek- można było dostąpić tzw.
łaski bożej i otrzymać ticket do Nieba. Taki układ spowodował bardzo
duże rozluźnienie w kółku wzajemnej adoracji kleru. Zagarniano fortuny i przepuszczano je na
uciechy. Dość dużo osób zaczęło krytykować kościół, zwłaszcza ówcześni władcy. Na scenę wkroczył więc Tomasz z Akwinu (św.
Tomasz) Wprowadzono regułę, która
stanowiła, iż chcąc trafić do Nieba, należy zasłużyć sobie na to uczynkami w
życiu doczesnym. Było to odwołaniem do filozofii Arystotelesa, u którego
występowała Tabula Rasa (rodzimy się jako pusta strona, którą zapisujemy przez
całe życie). Unormowało to sprawy wewnątrz i na zewnątrz Kościoła, a dodatkowo
otworzyło furtkę do wykupywania odpustów, umocniło znaczenie spowiedzi a co za
tym idzie również pozycję kapłanów. W lekko pozmienianej wersji, pogląd
obowiązuje do dziś.
Powrót do przeszłości.
Jak powstał obraz Nieba? To akurat jest dosyć proste. Człowiek od zawsze
fascynował się tym, co miał nad głową. Obserwowano gwiazdy, słońce, księżyc i
dociekano co to jest to niebieskie. Jako rzecz ówcześnie nieosiągalna,
nieboskłon stał się domem zbawionych i samego stworzyciela. Na szczycie
siedział Bóg Ojciec. Właśnie. Ojciec. W dawnych czasach, głową rodziny, tym
który ją kreował i utrzymywał był właśnie ojciec. Pan domu, któremu z założenia
należał się szacunek i posłuszeństwo. Po prostu przeniesiono ten aspekt życia
codziennego na wyższy poziom. Proste,
ale genialne. Bardzo fajną kreacją są też anioły, które stanowią uosobienie
najskrytszego i odwiecznego marzenia ludzi- możliwości latania. Odkąd
wynaleziono pismo, wyrażano chęć wzbicia się w powietrze. Pogańscy Bożkowie
nierzadko przybierali formy ptaków. Pomysł
trafiony w dziesiątkę.
Wobec współczesnej nauki i jej odkryć, Kościół musiał
wymyślić coś nowego. Jeżeli zapytamy zakonnicę lub księdza „ w o wierzyć, skoro
wszelkie dowody naukowe świadczą o tym, że Pismo Święte to tylko bajka dla
grzecznych dzieci?” często usłyszymy, że stanowi ono jedynie przenośnię dla
konkretnych cech oraz ideałów. Że chodzi o pośmiertny stan energetyczny naszej
duszy- ciągłe uczucie szczęścia (niebo) lub samotność i pustka (piekło). Nie
wymyślam tego- tak mi to wiele razy tłumaczono. Z tą energią to chyba poszli
jednak za bardzo w inne religie. Z drugiej strony, zawsze byłem ciekawy jak to
jest być spirytystyczną, świecąca, latającą kulką.
Myślę, że na ten moment wystarczy już moich ateistycznych
bluźnierstw. Na jakieś 99% będę dzielił kibelek z Belzim, ale mimo to, pragnę
zapowiedzieć kontynuację tematu. W następnych jego odsłonach dowiecie się
czegoś ciekawego o czyśćcu, piekle i kreowaniu postaci diabła.
Ciekawostka: Tomasz z Akwinu, był podobno tak niewiarygodnie
pulchny, że w blacie stołu wycięto specjalne wgłębienie, aby zmieścił się tam
jego brzuszek.
Dołączyłem do ASK.FM, jeżeli chcecie mi zadać jakieś pytania to zapraszam
Cóż, dodając taki wpis na pewno spodziewałeś się "hejtów". Nie zamierzam Ci jednak takowego zostawiać, gdyż szanuję zdanie każdego internauty, jednak nie kłamiąc, Twój post jest lekko odrażający i żałosny dla katolików. Oczywiście szanuję Twoje poglądy, ale widzisz, wiesz na czym polega ta wiara? Na tym, że nie jesteśmy jak Tomasz-Niedowiarek i nie musimy dotknąć ran, by uwierzyć. Wystarcza nam do tego obecność Boga w naszych sercach.
OdpowiedzUsuńOk, ale jakoś nie widzę w moim wpisie niczego odrażającego (no chyba, że humor jest za ostry). To co napisałem to fakty historyczne i naukowe, tak więc o co się obrażać?
UsuńNie obraziłam się. Za to osoby silnie wierzące, dla których Bóg jest jedynym celem życia mogą to poczuć. Źle się wyraziłam, mój błąd. Humor, humorem. Trzeba mieć dystans do wszystkiego.
UsuńRównie dobrze mogą się obrazić na sieć Hayah za reklamę z diabłem, na co drugi kabaret, na telewzizję, radio i te internety. W sumie nawet Ciebie mogliby hejtować za SZUFLADKOWANIE słowami " osoby silnie wierzące, dla których Bóg jest jedynym celem życia ".
UsuńA tak na serio. Nie obawiam się zbytnio hejterów, których mógłby przyciągnąć ten wpis, ponieważ nie za bardzo jest się czego czepiać- fakty historyczne mieliby podważać?. Poza tym, większość moich czytelników to prawdopodobnie osoby młode (do 30 roku życia) o trzeźwym spojrzeniu na świat i większych problemach niż wpis na blogu o nie politycznie poprawnej wymowie.
Myślę że się nie zawiodę na czytelnikach ;)
Ja nie jestem wierząca. Mimo, że pochodzę z rodziny katolickiej to jestem ateistką. Już od samego początku, jak miałam z 4-5 lat to babcia mi opowiadała, jaki to Jezus jest mądry, miłosierny itd. Nie wierzyłam. Po prostu nie przemawiały do mnie te słowa. Niby do komunii poszłam, ale to za przymuszeniem rodziców. Ogólnie, to ja mam rodzinę.. jakby to powiedzieć.. fanatyczki radia maryja! Tak, dobre określenie. Zawsze jak się spotkam z ciocią, to zawsze schodzi na tematy chrześcijaństwa itd., którego ja nie trawię, a dobrze o tym ona wie. Babcia tak samo. Ogólnie, to chociaż dobrze,że moi rodzice nie są takimi fanatykami.. Im to zwisa. Ten cały kościół itd. A tymbardziej księża. Mnie oni wkurzają najbardziej, bo jak Ty to powiedziałeś. Każdego mają w dupie.. No dobra.. Nie mają każdego. Mają tylko tych, którzy nie latają z papierowymi pieniędzmi przed nimi..
OdpowiedzUsuńZapraszam :
http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/
Ja pochodzę z rodziny katolickiej i chodzę do Kościoła. Uczestniczyłem w 1 Komunii Św. i miałem bierzmowanie, ale mimo tego nie wiem tak do końca czy wierzę czy nie...
OdpowiedzUsuńmlwdragon.blogspot.com
historiaadam.blogspot.com