26 lipca 2013

Chrześcijaństwo od strony technicznej


 
 

Większość osób czytająca tego bloga została prawdopodobnie wychowana w rodzinie katolickiej, co za tym idzie, powinniście być tymi barankami czy tam owieczkami.  Pomijając fakt , że większość zagorzałych wyznawców  chodzi do kościoła jedynie  w Wielkanoc i Boże Narodzenie + okazyjne wesela i pogrzeby, a ksiądz ma Was gdzieś, chyba, że pomachacie mu plikiem gotówki przed nosem, to czy w ogóle wiecie jak wykreowano obraz świata, w który wierzycie?

Zacznijmy od tego, że większość (podobno wszystkie, ale tak jest bezpieczniej) religii ma kilka wspólnych cech min. opis stworzenia świata, kreacja  człowieka, zapowiedź końca świata oraz informacja o tym co czeka ludzi po śmierci. Ja skupię się na tej ostatniej rzeczy, ale przed tym krótka lekcja historii.
Początkowo religia chrześcijańska miała być jedynie dla biedoty, która pracowała (często niewolniczo) u swoich panów. Jako osoby posiadające niski status  społeczny nie mogli uczestniczyć w rytuałach . Postanowiono więc odpowiedzieć na ich potrzeby.  Po przemęczeniu się w realnym życiu, miała czekać ich nagroda pośmiertna. Po umocnieniu się, Kościół postanowił być  bardziej otwarty. Wiadomo przecież, że im więcej wyznawców, tym więcej pieniędzy dla kapłanów. Każdy mógł być barankiem wiedzionym przez pasterza. Zasady gry uległy znacznej zmianie  w momencie, gdy organizacja zyskała znacząco na sile. Wraz z rozwojem przyszły bogactwa i rozpusta wśród księży. Potrzebowano jakiejś zmiany, która załagodzi sytuację, nie odstraszy wiernych a przy okazji przyciągnie nowe twarze.  Z chęcią powitano pomysł Augustyna z Hippony (św. Augustyn), który wprowadził zasadę predestynacji. Teraz każdemu w momencie narodzin Bóg przyznawał plakietkę ZBAWIONY lub NIE ZBAWIONY. Nie istotne, jak wiedliśmy życie. Można więc było zachowywać się karygodnie, a i tak trafić na chmurkę. Istniał jednak pewien wyjątek- można było dostąpić tzw.  łaski bożej i otrzymać ticket do Nieba. Taki układ spowodował bardzo duże rozluźnienie w kółku wzajemnej adoracji kleru.  Zagarniano fortuny i przepuszczano je na uciechy. Dość dużo osób zaczęło krytykować kościół, zwłaszcza ówcześni władcy.  Na scenę wkroczył więc Tomasz z Akwinu (św. Tomasz) Wprowadzono regułę,  która stanowiła, iż chcąc trafić do Nieba, należy zasłużyć sobie na to uczynkami w życiu doczesnym. Było to odwołaniem do filozofii Arystotelesa, u którego występowała Tabula Rasa (rodzimy się jako pusta strona, którą zapisujemy przez całe życie). Unormowało to sprawy wewnątrz i na zewnątrz Kościoła, a dodatkowo otworzyło furtkę do wykupywania odpustów, umocniło znaczenie spowiedzi a co za tym idzie również pozycję kapłanów. W lekko pozmienianej wersji, pogląd obowiązuje do dziś.
Powrót do przeszłości.  Jak powstał obraz Nieba? To akurat jest dosyć proste. Człowiek od zawsze fascynował się tym, co miał nad głową. Obserwowano gwiazdy, słońce, księżyc i dociekano co to jest to niebieskie. Jako rzecz ówcześnie nieosiągalna, nieboskłon stał się domem zbawionych i samego stworzyciela. Na szczycie siedział Bóg Ojciec. Właśnie. Ojciec. W dawnych czasach, głową rodziny, tym który ją kreował i utrzymywał był właśnie ojciec. Pan domu, któremu z założenia należał się szacunek i posłuszeństwo. Po prostu przeniesiono ten aspekt życia codziennego na wyższy poziom.  Proste, ale genialne. Bardzo fajną kreacją są też anioły, które stanowią uosobienie najskrytszego i odwiecznego marzenia ludzi- możliwości latania. Odkąd wynaleziono pismo, wyrażano chęć wzbicia się w powietrze. Pogańscy Bożkowie nierzadko  przybierali formy ptaków. Pomysł trafiony w dziesiątkę.
Wobec współczesnej nauki i jej odkryć, Kościół musiał wymyślić coś nowego. Jeżeli zapytamy zakonnicę lub księdza „ w o wierzyć, skoro wszelkie dowody naukowe świadczą o tym, że Pismo Święte to tylko bajka dla grzecznych dzieci?” często usłyszymy, że stanowi ono jedynie przenośnię dla konkretnych cech oraz ideałów. Że chodzi o pośmiertny stan energetyczny naszej duszy- ciągłe uczucie szczęścia (niebo) lub samotność i pustka (piekło). Nie wymyślam tego- tak mi to wiele razy tłumaczono. Z tą energią to chyba poszli jednak za bardzo w inne religie. Z drugiej strony, zawsze byłem ciekawy jak to jest być spirytystyczną, świecąca, latającą kulką.
Myślę, że na ten moment wystarczy już moich ateistycznych bluźnierstw. Na jakieś 99% będę dzielił kibelek z Belzim, ale mimo to, pragnę zapowiedzieć kontynuację tematu. W następnych jego odsłonach dowiecie się czegoś ciekawego o czyśćcu, piekle i kreowaniu postaci diabła.
 
 
 
Ciekawostka: Tomasz z Akwinu, był podobno tak niewiarygodnie pulchny, że w blacie stołu wycięto specjalne wgłębienie, aby zmieścił się tam jego brzuszek.

Dołączyłem do ASK.FM, jeżeli chcecie mi zadać jakieś pytania to zapraszam
 

6 komentarzy:

  1. Cóż, dodając taki wpis na pewno spodziewałeś się "hejtów". Nie zamierzam Ci jednak takowego zostawiać, gdyż szanuję zdanie każdego internauty, jednak nie kłamiąc, Twój post jest lekko odrażający i żałosny dla katolików. Oczywiście szanuję Twoje poglądy, ale widzisz, wiesz na czym polega ta wiara? Na tym, że nie jesteśmy jak Tomasz-Niedowiarek i nie musimy dotknąć ran, by uwierzyć. Wystarcza nam do tego obecność Boga w naszych sercach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ale jakoś nie widzę w moim wpisie niczego odrażającego (no chyba, że humor jest za ostry). To co napisałem to fakty historyczne i naukowe, tak więc o co się obrażać?

      Usuń
    2. Nie obraziłam się. Za to osoby silnie wierzące, dla których Bóg jest jedynym celem życia mogą to poczuć. Źle się wyraziłam, mój błąd. Humor, humorem. Trzeba mieć dystans do wszystkiego.

      Usuń
    3. Równie dobrze mogą się obrazić na sieć Hayah za reklamę z diabłem, na co drugi kabaret, na telewzizję, radio i te internety. W sumie nawet Ciebie mogliby hejtować za SZUFLADKOWANIE słowami " osoby silnie wierzące, dla których Bóg jest jedynym celem życia ".

      A tak na serio. Nie obawiam się zbytnio hejterów, których mógłby przyciągnąć ten wpis, ponieważ nie za bardzo jest się czego czepiać- fakty historyczne mieliby podważać?. Poza tym, większość moich czytelników to prawdopodobnie osoby młode (do 30 roku życia) o trzeźwym spojrzeniu na świat i większych problemach niż wpis na blogu o nie politycznie poprawnej wymowie.

      Myślę że się nie zawiodę na czytelnikach ;)

      Usuń
  2. Ja nie jestem wierząca. Mimo, że pochodzę z rodziny katolickiej to jestem ateistką. Już od samego początku, jak miałam z 4-5 lat to babcia mi opowiadała, jaki to Jezus jest mądry, miłosierny itd. Nie wierzyłam. Po prostu nie przemawiały do mnie te słowa. Niby do komunii poszłam, ale to za przymuszeniem rodziców. Ogólnie, to ja mam rodzinę.. jakby to powiedzieć.. fanatyczki radia maryja! Tak, dobre określenie. Zawsze jak się spotkam z ciocią, to zawsze schodzi na tematy chrześcijaństwa itd., którego ja nie trawię, a dobrze o tym ona wie. Babcia tak samo. Ogólnie, to chociaż dobrze,że moi rodzice nie są takimi fanatykami.. Im to zwisa. Ten cały kościół itd. A tymbardziej księża. Mnie oni wkurzają najbardziej, bo jak Ty to powiedziałeś. Każdego mają w dupie.. No dobra.. Nie mają każdego. Mają tylko tych, którzy nie latają z papierowymi pieniędzmi przed nimi..

    Zapraszam :
    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pochodzę z rodziny katolickiej i chodzę do Kościoła. Uczestniczyłem w 1 Komunii Św. i miałem bierzmowanie, ale mimo tego nie wiem tak do końca czy wierzę czy nie...
    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń