1 lipca 2013

Parówa, żule + stara torba i się spieprzyło...


 

Miał się dzisiaj pojawić inny wpis, ale na dzień dobry spieprzono mi humor i
 muszę się wyżyć!



Wstałem sobie z nadzieją na miły poranek, wyczułem małego głoda i stwierdziłem, że trzeba go jakoś poskromić. Szybki przegląd zawartości lodówki; zero zaskoczenia i papu. Wniosek był prosty- trzeba iść do sklepu.
I się zaczęło…
Ledwo wyszedłem z mieszkania i oczywiście napatoczyła się moja ulubiona sąsiadka wraz ze swoim parówo- podobnym wyrobem, który nazywa psem.
Na początek szybki opierdol zamiast dzień dobry:
- Panie! Dlaczego wczoraj było tak głośno! Kropka (pies) musi mieć ciszę! To wasze pokolenie w ogóle nie myśli o starych ludziach! Kto to widział, żeby do 21:00 tak się wydzierać! Następnym  razem będę dzwonić na milicję i was wszystkich zabiorą!
I co ja mam takiej babie odpowiedzieć? Rzecz jasna przyszło mi do głowy parę niezłych ripost, ale jakoś nie maiłem siły się z nią od rana wykłócać  . Najlepsze jest to, że to nie u mnie była impreza, tylko u sąsiada z piętra wyżej. Swoją drogą, to jaki trzeba mieć zrypany słuch, żeby nie orientować się skąd dochodzi dźwięk? -po wibracjach ścian by się mogła domyślić!
Ok, olać to. Przemknąłem do windy a potem szybkim krokiem do sklepu. Myślicie, że było tak łatwo się tam dostać? Sytuacja jest taka: zanim ktokolwiek dotrze do drzwi, musi się przedrzeć przez stacjonujący pod wejściem obóz zaszczanych żuli . Zasada działa zawsze. Niezależnie od dnia i godziny. Nic mnie bardziej nie potrafi wnerwić niż śmierdziel, który drze ryja na cały regulator, bo ma pretensje do swojego kumpla śmiecia, o to, że ten porozbijał butelki i teraz będzie zero hajsu na wińsko. Oni mają chyba jakiś radar w głowach zamiast mózgu, bo w momencie, gdy zbliża się osoba chcąca zrobić zakupy, podbiegają (dużo powiedziane …raczej się przyczołgują, bo od rana są już nawaleni, jak messerschmidty) i zaczynają pieprzyć coś w stylu „Mistrzu/Kierowniku/Prezesie poratuj bom spragniony i chce się jeść”. Najlepsze jest to, że są jeszcze tacy, którzy ulegają i dają im  kasę!
Wszelkim łajzom tego typu mam do powiedzenia tylko jedno-SPIEPRZAJ DZIADU! (lub coś innego, z zachowaniem kontekstu znaczeniowego ;] )
Seria szybkich uników i jestem w sklepie.  Wybrałem produkty i do kasy.
- Dzień dobry (wiem, że to nie modne, ale witam się z kasjerkami)
Cisza….ok, nic nowego.
-Należy się 37,99.
 
Daję 50zł i oczywiście kolejny fuck się kreuje...
- Wyliczonego się nie da? Nie mam jak wydać.
- To proszę rozmienić u koleżanki, bo ja nie mam żadnych drobnych (serio nie miałem)
- Ale ja nie będę przez Pana zatrzymywać kolejki! Powinno się mieć drobne, jak się chce robić zakupy, a nie teraz przeszkadzać mi w pracy!
Nie wytrzymałem. Chcesz wojny torbo?! To będziesz ją miała!
- Pani się chyba nie słyszy! Natychmiast wołaj mi tu kierownika, menagera, szefa, czy kogo wy tu macie! Masz obowiązek przyjąć ode mnie pieniądze za zakupy, nie ważne czy płacę banknotem dwustu złotowym, czy górą jedno groszówek! 
Po chwili przyszło jakieś zjawisko, z trwałą na głowie i zadało inteligentne pytanie: „o co chodzi?” Oczywiście miała milion pretensji o to, że śmiałem się upomnieć o swoje prawa klienta i wyszło na to, że ja jestem tym złym.
Mocno podkurwiony wypadłem z tego burdelu, ponownie przedarłem się przez żuli raczących się czachojebem i w końcu wróciłem do mieszkania.
W ciągu 30 minut dzień spieprzył się całkowicie, odechciało mi się już nawet tego śniadania
Oto moje oficjalne oświadczenie:
Buntuję się i przechodzę do Żabki!

3 komentarze:

  1. Obserwuję :))
    Fajnie napisane. Postaram się wpadać tutaj częsciej, bo zaciekawiło mnie to :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie chcę cię jeszcze bardziej dobijać,ale miałeś śmieszną przygodę,jak ja bym była na twoim miejscu to ta kasierka miała by WIELKI problem :P pozdrawiam bd cb odwiedzała :)

    OdpowiedzUsuń