Spośród gier, w które miałem okazję grać w tym roku na szczególną
uwagę zasługuje produkcja firmy Capcom i Ninja Theory pdt. DMC: Devil May Cry.
Jest to reboot powszechnie znanej serii slasherów opowiadających historię łowcy
demonów Dantego. Czy dobry? Zdania są
podzielone.
Jeszcze przed premierą gra wywołała liczne dyskusje w
środowisku fanów. Przyczyną była znaczna zmiana w wizerunku głównego bohatera,
z którą nie wszyscy mogli się pogodzić.
Zmiana nie była jednak tylko zewnętrzna, ale i wewnętrzna. Syn
legendarnego demona Spardy przerodził
się w małoletniego i zbuntowanego przeciwko wszystkiemu gnojka, a po dawnym,
wielbionym przez wielu (w tym przeze mnie) półdemonie zostało tylko
wspomnienie.
Co jednak nie uległo zmianie to niebywała sieczka jaką robimy
z naszych przeciwników przy użyciu różnorodnego arsenału broni. Do dyspozycji
oddane nam zostały min. miecz, kosa, topór, demoniczne rękawice, pistolety,
shotgun i wiele innych śmiercionośnych zabawek.
Podróżując przez
świat ludzi jak i Limbo (wymiar demonów) odkrywamy tajemnicę naszego dzieciństwa
i tego kim tak na prawdę jesteśmy. I
tutaj właśnie duża część graczy przeżyła lekki szok. Mianowicie okazało się, że
Dante to już nie półdemon lecz krzyżówka anioła i demona- Nefilim. Żeby było
jeszcze śmieszniej, twórcy popełnili tu niezłą gafę, gdyż Nefilimy to giganci urodzeni
wskutek obcowania "synów Bożych" z "córami człowieczymi",
ale kto by się tam czepiał szczegółów. W
kampanii spotykamy również Vergila (brata bliźniaka znanego z DMC3), razem z którym
będziemy zmagać się z "demonicznym systemem", który uciska ludzi i
głównym wrogiem Mundusem
Jeżeli chodzi o rozgrywkę (czytaj bezlitosną siekaninę) to
jest ona równie miodna jak w poprzednich odsłonach serii. Liczne combosy,
bronie i ruchy specjalne sprawiają, że nie można się nudzić. Z czasem opanujemy
nowe umiejętności jakimi są moce Anioła i Demona, które drzemią w
protagoniście. Będą miały wpływ nie tylko na samą walkę, ale również na sposób
przemieszczania się postaci i jej reakcje z otoczeniem. Rozgrywkę jak zawsze w
tej serii wzbogaca dobrze dobrana muzyka i klimatyczne cutscenki.
Pod względem graficznym, część piąta (o ile można ją tak
określić) mocno różni się od poprzedniczek. Kolorystyka jest bardziej mroczna,
barwy ostre. Lokacje zmieniają swój wygląd w zależności od tego czy demony są
świadome naszej obecności, czy też nie, często zaskakując gracza swoją
różnorodnością i pomysłowością wykonania.
Podsumowanie:
Jeżeli szukacie dobrego sposobu na rozładowanie nadmiaru
emocji po ciężkim dniu lub po prostu sprawia wam przyjemność robienie miazgi z
przeciwników, to DMC: Devil May Cry jest tym czego potrzebujecie.
Jeżeli jednak liczycie na powrót do dawnych czasów i bycie
badassem odzianym w czerwień, który wchodzi razem z drzwiami, to radzę się
zastanowić, gdyż mimo że dalej będziecie mogli wyczyniać z mieczem niewiarygodne
rzeczy, to sposobu bycia nowego Dante już nie zmienicie.
PLUSY:
- duży wybór broni
- zaskakujące pomysły na areny walki
- wielość dostępnych kombinacji ruchów
- muzyka
MINUSY:
- nowy Dante, do którego da się przyzwyczaić, ale to jednak już nie to samo
- fabuła, która z czasem staje się coraz nudniejsza
- mała różnorodność wrogów i ich zbytnia przewidywalność
OCENA 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz