muszę się wyżyć!
Wstałem sobie
z nadzieją na miły poranek, wyczułem małego głoda i stwierdziłem, że trzeba go jakoś
poskromić. Szybki przegląd zawartości lodówki; zero zaskoczenia i papu. Wniosek
był prosty- trzeba iść do sklepu.
I się zaczęło…
Ledwo wyszedłem z mieszkania i oczywiście napatoczyła się
moja ulubiona sąsiadka wraz ze swoim parówo- podobnym wyrobem, który nazywa
psem.
Na początek szybki opierdol zamiast dzień dobry:
- Panie! Dlaczego wczoraj było tak głośno! Kropka (pies)
musi mieć ciszę! To wasze pokolenie w ogóle nie myśli o starych ludziach! Kto
to widział, żeby do 21:00 tak się wydzierać! Następnym razem będę dzwonić na milicję i was
wszystkich zabiorą!
I co ja mam takiej babie odpowiedzieć? Rzecz jasna przyszło
mi do głowy parę niezłych ripost, ale jakoś nie maiłem siły się z nią od rana wykłócać . Najlepsze jest to, że to nie u mnie była
impreza, tylko u sąsiada z piętra wyżej. Swoją drogą, to jaki trzeba mieć
zrypany słuch, żeby nie orientować się skąd dochodzi dźwięk? -po wibracjach
ścian by się mogła domyślić!
Ok, olać to. Przemknąłem do windy a potem szybkim krokiem do
sklepu. Myślicie, że było tak łatwo się tam dostać? Sytuacja jest taka: zanim
ktokolwiek dotrze do drzwi, musi się przedrzeć przez stacjonujący pod wejściem obóz
zaszczanych żuli . Zasada działa zawsze. Niezależnie od dnia i godziny. Nic
mnie bardziej nie potrafi wnerwić niż śmierdziel, który drze ryja na cały
regulator, bo ma pretensje do swojego kumpla śmiecia, o to, że ten porozbijał
butelki i teraz będzie zero hajsu na wińsko. Oni mają chyba jakiś radar w
głowach zamiast mózgu, bo w momencie, gdy zbliża się osoba chcąca zrobić
zakupy, podbiegają (dużo powiedziane …raczej się przyczołgują, bo od rana są
już nawaleni, jak messerschmidty) i zaczynają pieprzyć coś w stylu
„Mistrzu/Kierowniku/Prezesie poratuj bom spragniony i chce się jeść”. Najlepsze
jest to, że są jeszcze tacy, którzy ulegają i dają im kasę!
Wszelkim łajzom tego typu mam do powiedzenia tylko
jedno-SPIEPRZAJ DZIADU! (lub coś innego, z zachowaniem kontekstu znaczeniowego
;] )
Seria szybkich uników i jestem w sklepie. Wybrałem produkty i do kasy.
- Dzień dobry (wiem, że to nie modne, ale witam się z
kasjerkami)
Cisza….ok, nic nowego.
-Należy się 37,99.
Daję 50zł i oczywiście kolejny fuck się kreuje...
- Wyliczonego się nie da? Nie mam jak wydać.
- To proszę rozmienić u koleżanki, bo ja nie mam żadnych
drobnych (serio nie miałem)
- Ale ja nie będę przez Pana zatrzymywać kolejki! Powinno
się mieć drobne, jak się chce robić zakupy, a nie teraz przeszkadzać mi w pracy!
Nie wytrzymałem. Chcesz wojny torbo?! To będziesz ją miała!
- Pani się chyba nie słyszy! Natychmiast wołaj mi tu
kierownika, menagera, szefa, czy kogo wy tu macie! Masz obowiązek przyjąć ode
mnie pieniądze za zakupy, nie ważne czy płacę banknotem dwustu złotowym, czy
górą jedno groszówek!
Po chwili przyszło
jakieś zjawisko, z trwałą na głowie i zadało inteligentne pytanie: „o co
chodzi?” Oczywiście miała milion pretensji o to, że śmiałem się upomnieć o
swoje prawa klienta i wyszło na to, że ja jestem tym złym.
Mocno podkurwiony wypadłem z tego burdelu, ponownie przedarłem
się przez żuli raczących się czachojebem i w końcu wróciłem do mieszkania.
W ciągu 30 minut dzień spieprzył się całkowicie, odechciało
mi się już nawet tego śniadania
Oto moje oficjalne oświadczenie:
Buntuję się i przechodzę do Żabki!
Obserwuję :))
OdpowiedzUsuńFajnie napisane. Postaram się wpadać tutaj częsciej, bo zaciekawiło mnie to :)
Jakie to życiowe .. :P
OdpowiedzUsuńnie chcę cię jeszcze bardziej dobijać,ale miałeś śmieszną przygodę,jak ja bym była na twoim miejscu to ta kasierka miała by WIELKI problem :P pozdrawiam bd cb odwiedzała :)
OdpowiedzUsuń